media

Aktualne wiadomości na stronie fb : Odra Sound Design Michał Zygmunt

Fabuluuz- TVN

Press

Muzyczna EMOCJA 2015 Radio Wrocław Kultura

Radio RAM – Gitary znad Odry – Radio RAM

Te gitary rosły nad Odrą (ZOBACZ) – Radio Wrocław


Gazeta Wrocławska/ Magazyn/ 27 listopad 2015

Katarzyna Kaczorowska vs Michał Zygmunt

Co takiego jest w Odrze, że Pan bez niej żyć nie może? Ta rzeka łączy kilka narodów, kilka milionów ludzi, a jednocześnie jest dzika. W środku Europy istnieje korytarz, w którym czas się zatrzymał, choć można znaleźć w nim resztki potęgi, z czasów, kiedy był potrzebny ludziom. To niesamowite, że dzisiaj, kiedy płynie się Odrą z Wrocławia do Szczecina wokół człowieka jest tylko przyroda.  Nie jest Pan marynarzem, pracownikiem stoczni, no może jest Pan wędkarzem… 
…nie jestem.
No to do czego Odra może się przydać muzykowi?  Po pierwsze jest zbiorowiskiem inspirujących dźwięków. A po drugie: urodziłem nad Odrą i właściwie moje życie zawsze toczyło się nad tą rzeką. Dzisiaj stała się podmiotem mojej opowieści o lokalności. 
Czyli?
 O tym, co mamy na wyciągnięcie ręki, co warto dostrzec. Dla mnie lokalne nie znaczy mniej ważne. Kiedy zacząłem sobie stawiać pytania o moją tożsamość, Odra nieuchronnie musiała się pojawić.   Czyli nie pojechałby Pan w poszukiwaniu prawdy tylko do Tybetu czy Indii, ale najpierw poszedłby w krzaki nad Odrę?  Chodzę po tych nadodrzańskich krzakach i zadaję sobie pytania i akurat na brzegu rzeki odpowiedzi przychodzą trochę łatwiej. Zajmowałem się artystycznie wieloma rzeczami i tak się ułożyły moje ścieżki, że doprowadziły do tej rzeki. A kiedy zapytałem sam siebie o swoje muzyczne korzenie, w odpowiedzi zrodziła się płyta „Muzyki”. 
Która odniosła duży sukces komercyjny. 
Zagrał na niej, na akordeonie, mój dziadek, a wyprodukował ją Roli Mosimann, legendarny producent ze Szwajcarii, spod którego ręki wyszły też płyty Bjoerk, New Order czy Faith No More. Następnym krokiem po tej autorskiej podróży przez muzykę ludową, była rzeka. Tak sama z siebie? 
Nie, trochę zadział przypadek, a może nie ma przypadków? Robiłem płytę na zlecenie i kiedy zacząłem przyglądać się Odrze, dotarło do mnie, że ona cały czas przewija się w moim życiu. Zacząłem patrzeć na rzekę jak na coś żywego. Zwracać uwagę na świat, który odchodzi, na potężne ślady przeszłości, które na naszych oczach stają się historią. W miejscu gdzie mieszkam w Brzegu Dolnym rzeka była tu centralnym miejscem, a dziś jest zupełnie niedostrzegana. Miasto wywodzi się z przeprawy promowej, cała stara część jest ukształtowana wokół i przez rzekę, a jednocześnie powojenna narracja to fabryka. Nastąpiło zupełne odsunięcie od Odry, prom rzeczny staje się dla wielu symbolem zacofania. Dla artysty taka sytuacja nie jest stanem zwykłym, do zaakceptowania. Umie Pan pływać?Tak. 
I pływa Pan w Odrze? Nie odważyłbym się. Wychowałem się obok Rokity i choć czasy się zmieniły to nie tylko starzy kapitanowie pamiętają że Odra tak śmierdziała, że nie dało się po niej pływać. Kiedy Pan przychodził do nich, patrzyli jak na dziwaka, czy raczej byli zadowoleni, że wreszcie jest ktoś kto chce posłuchać opowieści wilków rzecznych? 
Na początku patrzyli na mnie jak na dziwaka, tym bardziej, że moja muzyka nie zawsze była dla nich przystępna. W pewnym momencie chyba złapali, że ta muzyka i działania popularyzują Odrę i jej historię. 
Odbył Pan latem rejs Odrą z Wrocławia do Szczecina. 
Tak, przygoda zaczęła się od archiwalnego filmu z 1958 roku . Kupił go na targu jeden z kapitanów i może, gdyby go nie to, po filmie ślad by zaginął. Na taśmie jest tylko obraz bez dźwięku i to go różni od kronik filmowych z tamtego czasu. Pokazuje czyste piękno podróży statkiem z Wrocławia do Szczecina, budujący się świat, ludzi, rzekę. Inne filmy dotyczące Odry z tamtego okresu akcentowały, że ziemie odzyskane wróciły do macierzy. Zobaczyłem tam pejzaż bez politycznego komentarza. I postanowiłem zrobić muzykę do tego filmu. 
Tak po prostu? 
Nie tak po prostu. Myślałem, że pójdę nad rzekę i tam będę nagrywał. Ale wtedy powstał pomysł, żeby się zaokrętować na statu i popłynąć tą samą trasą, która jest pokazana w filmie. I tak z Ewą Dobrołowocz, filmowcem i fotografem zaokrętowaliśmy się u wilków rzecznych. Swoją drogą już samo przygotowanie do wypłynięcia było niesamowite, czekaliśmy miesiąc na… wodę. Z powodu braku w rzece wody siedzieliśmy w pogotowiu miesiąc.
Mieliście jakieś wyobrażenia tej podróży? 
Wiedzieliśmy, że to będzie przygoda życia, bo jednocześnie fascynowało nas, by zrobić coś w stylu dawnych podróżników. Kiedy robiłem muzykę do filmu o Stefanie Arczyńskim, nestorze wrocławskiej fotografii, zachwyciło mnie, że jak chciał robić zdjęcia za granicą, jechał nad morze i wsiadał na jeden ze statków handlowych, który płynął w świat. Postanowiliśmy zrobić tak samo. Wtedy trafiliśmy na pokład do kapitana Czesława Szarka, niezwykle barwnej, postaci odrzańskiej żeglugi. Pływa po rosie, ciągnąc największe stoczniowe składy z Wrocławia i Malczyc do portów w Holandii. To niesamowite jak Szarek wpływa tymi kolosami do śluzy, mając po obu burtach po 5 centymetrów luzu… Człowiek-legenda, a jeszcze jak można kogoś takiego poznać, posłuchać – to robi się naprawdę ciekawe.A co wy robiliście na tej barce? Przyglądaliście się, pracowaliście?
Ewa kręciła film, a ja o świcie i wieczorami, gdy było cicho, nagrywałem muzykę. Były to więc wakacje ale i praca. Powstał piękny film o Odrze. Poetycki, niezwykły obraz bez słów. Poza odgłosami z kronik filmowych sprzed lat, na których słychać panów mówiących, ile flota na Odrze liczy barek, są też stare dźwięki, które opowiadają o dawnej wielkości tej rzeki. Fajny kontrast kiedy zderzasz tamten świat z tym dzisiejszym, gdzie w życiu rzeki ramy wyznaczają zarośla, wypełniają je ptaki, zwierzęta. Ta rzeka dzisiaj już nie służy człowiekowi. 
Służy sobie. Czy muzyka jest też dla Pana tak jak rzeka, płynie swoim rytmem i korytem, a Pan wyrywa jej coś swojego?Trochę tak jest. Moje projekty zawsze o czymś opowiadają. Gram muzykę instrumentalną. Jak się zastanowić, to trzeba stanąć twarzą w twarz przed pytaniem: utwór to kilka dźwięków, obraz to tylko kilka pociagnięć pędzla, gdzie jest ta granicą, po przejściu której te kilka dźwięków czy pociągnięć staje się sztuką, dziełem artystycznym? Moje utwory wyrastaja z moich fascynacji. Dzisiaj jest to Odra, ale za chwilę będzie to malarstwo, a dokładniej śląski barokowy i jego wielka postać – Michał Willmann, bo wiosną zaczynamy kręcić film o nim i jego szkole. Chcemy pokazać ich piękno tylko za pomocą muzyki i obrazu.  
Ale zanim zacznie Pan wędrować śladami Wilmanna po Lubiązż czy Krzeszowie, zrobi pan z nas kompozytorów? 
Mozna tak powiedzieć. Przygotowuję z inżynierami z wrocławskiej Centrum Technologii Audiowizualnych instrument wirtualny do ściągnięcia na smarton. To przygotowane przez mnie dźwięki nagrane nad Odrą, które po wprowadzeniu do urządzenia, będzie można układać w dowolną całość, komponować z nich własne utwory. Jakie to dźwięki?
Odrzańskie i nadodrzańskie. Miasta, ludzi, ptaków, mgły, trzcin, wszystkiego, czego w codziennym biegu nie słyszymy, a co jest muzyką.

Miesięcznik „Sztuka łowienia” czerwiec 2014

Sztuka i muzyka – Michał Zygmunt

Z Michałem Zygmuntem rozmawia Arkadiusz Kubale

 Twoja muzyka to ukłon w stronę folkloru, lokalności, muzyki ludowej. Dla wielu osób folk nadal jest kojarzony wyłącznie z zespołami mocno promowanymi przez media jak Brathanki czy Golec u Orkiestra. Czy mógłbyś opowiedzieć krótko o swojej muzyce i postrzeganiu nurtu, jakim jest folk?

Tak naprawdę to nie gram muzyki folk, choć tak to z pozoru może wygląda. Sama gitara też z całą pewnością nie jest instrumentem ludowym. Odwołuję się natomiast do podobnych wartości, a jedna z moich płyt („Muzyki”) bezpośrednio wypływa z tego źródła. Muzyka, którą tworzę, jest pełna odwołań do miejsca, w którym żyję, więc ogólnie mówiąc, jest to muzyka o, hm, zadupiach. To ich piękno i klimat mnie skupia. Czy w tym sensie można nazwać ją współczesną muzyką ludową – nie wiem?

Jak zaczęła się Twoja przygoda z gitarą?

Zacząłem jako nastolatek i przeszedłem wszystkie etapy – od zagrzybionych kanciap w domu kultury, przez akademię muzyczną, do zawodowego grania. Dziś grywam z muzykami z całego świata, ale wciąż fascynuje mnie muzyka, która nie pozwala na kompromisy. Niezmiennie liczy się dla mnie pewna wyższa wartość, która rozpala wyobraźnię i chęć opowiedzenia czegoś więcej niż kilku ładnie zagranych dźwięków.

Pochodzisz z Brzegu Dolnego, małej miejscowości nad Odrą. Później sporo podróżowałeś,
mieszkając w dużych miastach. Czy Twoje muzyczne inspiracje Odrą to powrót do lat dzieciństwa, odkrywanie na nowo starych miejsc?

Poniekąd tak, choć w moim wypadku na samym początku ważna była sama rzeka z jej kulturowym uwarunkowaniem. W miejscu, gdzie mieszkam, odnajdowano ślady ludzkiego osadnictwa sięgające nawet pięciu tysięcy lat. Jeździłem, chodziłem, biegałem nad rzeką i odkryłem Odrę z jej wyjątkowym urokiem, z ledwo już dostrzegalną dawną wielkością – promami, barkami, żeglugą i wszystkim, co dziś jest już historią. To wszystko tu cicho trwa, zarośnięte krzakami, przysypane ziemią, często już walące się, zrujnowane.

W którym momencie Twojej muzycznej drogi pojawiły się inspiracje polskim folklorem? Skąd wziął się pomysł na granie takiej muzyki (inspirowanej ludowością)?

Po nagraniu dwóch pierwszych solowych płyt przeprowadziłem się do rodzinnego miasteczka. Zadawałem sobie pytania dotyczących moich korzeni, darowanego bagażu kultury, w której żyję. Jestem z Dolnego Śląska, moich dziadków przywieziono tutaj w wagonach, a ludzi rdzennie tu mieszkających wywieziono. Mieszkając tu, widzisz i czujesz, że cała „cepeliada” i folklor w oficjalnej propagandzie to bełkot. Tu jest zupełnie inny świat, który wychodzi z każdej dziury.

Szukając swojej drogi, trafiłem na muzykę źródeł, która nie pozostawiła mnie obojętnym. Nagrałem wtedy płytę z Rolim Mosimannem. Dziś eksploruję nadal walory regionu, ale pod innym kątem.

Czy masz swoje ulubione miejsca na Dolnym Śląsku?

Dolny Śląsk to absolutnie wciągające miejsce. Uwielbiam Lubiąż, w którym znajduje się
największy obiekt klasztorny w Europie, olbrzymia perła baroku. Swoją pracownię miał tam Michał Willmann, wybitny malarz epoki. Fascynuje mnie tu wielka pustka i cisza, jaką ten obiekt kumuluje. Z Lubiąża blisko do Malczyc, gdzie są resztki jednego z największych przedwojennych portów rzecznych na Odrze. Blisko jest też do Dziewina z ruinami wspaniałego renesansowego pałacu. Tutaj co kilka, kilkanaście kilometrów znajdziesz coś pięknego, tajemniczego. Z naturalnych miejsc bliska jest mi Wysoczyzna Rościsławicka, zwłaszcza te jej krańce, z których widać pięknie dolinę Odry.

Czy Twoje rzeczne inspiracje w muzyce odnoszą się tylko do Odry, czy po prostu interesuje Cię motyw rzek? Czym jest dla Ciebie, artysty, taka duża nizinna rzeka?

Rzeka jest niezwykle inspirująca. Ma w sobie pewną magię bezczasowości. Odra nadaje formę dla pewnych moich działań, ale motorem samych działań pozostaje żyjąca rzeka.

Na wielu Twoich klipach w internecie widziałem, że grasz na rzeką. Czy to pomysł na realizacje tych konkretnych filmów, czy też zdarza Ci się takie granie w plenerze, ot – tak dla siebie?

Zdarza mi się grać nad rzeką, choć kiedy jestem nad Odrą, wolę słuchać.

Byłem na jednym z Twoich koncertów w Brzegu Dolnym, właśnie nad samą Odrą, na barce. Co daje Ci taka oprawa koncertu? Czy to integralna część projektu?

Lubię dać naturalną przestrzeń dla mojej muzyki, choć w innych przestrzeniach grywa mi
się równie dobrze. W zeszłym roku zagraliśmy dwa koncerty na statkach na Odrze. W obu
przypadkach przyszło wiele osób, miło spędzić ciepły, letni wieczór nad rzeką. To znak, że taki sposób spędzania wolnego czasu jest ciekawy nie tylko dla mnie. W tym roku w ramach nocy muzeów w maju ponownie zagram muzykę na Odrze. Będę ilustrował na żywo do czarno-białych filmów z lat czterdziestych i pięćdziesiątych pokazujących Odrę i tamten świat. Filmy te to absolutne unikaty, jeden z nich nie został nawet udźwiękowiony. Tkwiły dotąd w magazynach, teraz w końcu ujrzą światło dzienne.

Opowiedz o kompozycji z „Wiatrem i pod wiatr”. Dla mnie to strasznie nastrojowy utwór, z
ciekawym teledyskiem. Czy klip był realizowany nad Odrą?

Tak, zrealizowaliśmy go nad Odrą na wysokości portu w Urazie i Wałów Śląskich. Sceny z chłopcem nagrywaliśmy w Dziewinie w tamtejszych łęgach odrzańskich. Sam utwór nagraliśmy z Rolim Mosimannem w trakcie sesji nagraniowej płyty, w całości poświęconej Odrze. Pomysł łączy nasze instrumenty z odgłosami przyrody i dźwiękami natury zebranymi nad rzeką. Płyta została nagrana niemal trzy lata temu, ale jej niezależna ode mnie premiera ciągle przed nami.

Czytałem o powstaniu serii gitar odrzańskich. Czy możesz opowiedzieć pokrótce o projekcie Odra Guitars?

Odra Guitars to seria profesjonalnych instrumentów powstałych z drzew rosnących nad Odrą.
Są to trzy gitary mego autorstwa, które zbudował lutnik Mirek Fejcho. Stworzyliśmy trzy różne instrumenty: koncertową elektryczną gitarę Odrę, gitarę rezofoniczną Karinę oraz czterostrunową gitarkę Kanię, która zrobiona jest z pudełka po cygarach. Jest mała, ma specjalny strój na cztery struny, dzięki czemu można nauczyć się na niej grać bardzo szybko. O ile dwa pierwsze instrumenty to profesjonalne gitary dla muzyków, o tyle Kania przeznaczona jest dla wszystkich, zarówno początkujących, jak i zaawansowanych. Jest niewielka, można ją zabrać wszędzie, a zestaw popularnych piosenek można opanować już po trzech miesiącach. Udowodniłem sobie, że można zbudować instrumenty na światowym poziomie, według własnego pomysłu, używając lokalnego drewna, budując tuż za miedzą. Mój region słynął niegdyś z produkcji instrumentów. Dokładnie z dwóch wielkich fabryk pianin i fortepianów w Legnicy i gitar w Lubinie. Mamy taki potencjał – fachowców, którzy potrafią dobrze wykonać instrumenty i muzyków, którzy chcą na nich grać. Ten, kto jest ciekawy, jak brzmią odrzańskie instrumenty, może zobaczyć i posłuchać na

http://odraguitars.pl

W jednym z wywiadów przeczytałem, że planujesz reaktywację orkiestry dętej w Brzegu. Na jakim etapie jest ten projekt? To jeden z moich do dziś niezrealizowanych pomysłów. Niestety – miasto, w którym mieszkam, nie jest zainteresowane, by ich mieszkańcy mogli grać w amatorskiej, dętej orkiestrze, jak zresztą robili to wcześniej przez kilkadziesiąt lat. Chciałem zrobić coś konkretnego dla społeczności, w której żyję, podobnie jak zrealizowałem projekt Odra Guitars czy słuchowisko radiowe na podstawie kilku odrzańskich legend. Miało to służyć lokalnie, ale nie wszystko da się zrealizować. W sprawie orkiestry dętej wystąpił silny opór oficjalnej materii.

Czy Big Fish in Deep Water to jednorazowy projekt, czy w planach masz dalsze kompozycje pod tym szyldem? Czy nazwy związane z wodą – Big Fish oraz Deep Water – są dziełem przypadku czy to następne rzecze odniesienia w Twojej twórczości?

To band, który dojrzewa i mam nadzieję, że wszystko dopiero przed nami. Teraz gramy razem w innych projektach, więc sprawa jest ciągle żywa. A jeśli chodzi o nazwy Big Fish i Deep Water, to te rzeczno-wodne przenośnie są jak najbardziej adekwatne do tego, co się między nami w muzyce dzieje.

Pytanie banał, lecz bez niego ten wywiad nie może się ukazać – czy wędkujesz? Jak postrzegaszwędkarstwo muchowe? Czy jest to Ci w jakiś sposób znana metoda łowienia ryb?

Nie wędkuję. Lubię rzekę na inne sposoby, ale znam kilku bardzo dobrych muzyków, którzy są entuzjastami wędkarstwa muchowego.

Gra na gitarze to Twoje stałe zajęcie i praca. Czy poza muzyką masz jakąś inną pasję, hobby?

Gra na gitarze i komponowanie muzyki to rzeczy, które robię na co dzień z wielką pasją.
Przygotowanie do realizacji nowych projektów wymaga ode mnie wielu zabiegów. A ponieważ lubię wyzwania i wciąż chcę robić rzeczy nowe, wypełnia mi to zupełnie czas i jak na razie pozostaje hobby absolutnym.

Wywiad dla portalu ArtRock

Korzenie Muzyki – Michał Zygmunt o muzyce świata

To, co łączy najnowsze dzieło Michała Zygmunta z World Music w słowach, dźwiękach i obrazach przy okazji premiery video “Muzyki” – w rozmowie z polskim Peterem Gabrielem.

Nieprzypadkowo porównałem twórczość Michała Zygmunta do Petera Gabriela. Łączy ich wspólne spojrzenie na Muzykę Świata. Ten bardzo utalentowany artysta ma na swoim koncie już 3 solowe produkcje pełnogrające, z których ostania jest przełomową w jego karierze. Album jesienią zostanie uzupełniony o wydawnictwo DVD, na którym znajdzie się także rejestracja ze studia oraz koncertu inaugurującego wydanie albumu. Poniższy wywiad przeplotłem przygotowanymi przez Agnieszkę Gonczarek i Patryka Kiznego z LookyCreative wideoklipami z muzyką, a także słowami Michała Zygmunta. Michała złapałem przed koncertem inaugurującym, zorganizowanym przez fundację im. Mirosława Wróbla. Na scenie Patryk z LookyCreative przygotowywał sprzęt do nagrania – odbyła się krótka próba, w trakcie której zostało zarejestrowanych parę ujęć do powstającego obrazu. Dla mnie był to wspaniały moment na kilka ujęć oraz przegląd tematów, które chciałem z Michałem w tym wywiadzie poruszyć.

ArtRock.pl: Muzyk akustyczny, dwie solowe płyty, wcześniejsze różne projekty, akademia jazzowa – Twoje początki?

Michał Zygmunt: Zaczęło się od chęci robienia czegokolwiek. Jako nastolatek odkryłem muzykę jako dobry sposób komunikacji ze światem. Na początku wyróżniało mnie to w tłumie podobnych do siebie nastolatków. Gitara była dobrym narzędziem – miałem zespoły, szukałem możliwości wyrwania się z szarości, w jakiej żyliśmy. Z czasem zacząłem rozumieć, że to może być moja droga, żeby gitarą opowiadać więcej, niż tylko rytm i melodie i zacząłem moją niekończącą się podróż przez ćwiczenie, poszukiwanie własnego brzmienia. Zawitałem na Akademię, a potem wszystko starałem się zapomnieć.

ArtRock.pl: Czy te wcześniejsze wpływy jazzowe, ciężko nazwać je polską Dianą Krall czy też z korzeniami w standardach jazzowych i bluesowych lub pop. Nagle wchodzimy na muzykę świata, wchodzimy na muzykę folkową.

Michał Zygmunt: Od czegoś zawsze trzeba zacząć. Moja nauka polegała na zadawaniu sobie prostego pytania: Skąd się co wzięło? Rock – gdzieś był jego początek. Żeby móc grać muzykę, nie możesz tylko ćwiczyć gam i pasaży, musisz słuchać muzyki, rozumieć, potrzebujesz wiedzy, języka, wyobraźni. Musisz znaleźć haczyk, dzięki któremu ludzie otworzą się na to, co tworzysz. Jazz był jakimś elementem tego poznania. W pewnym momencie rozumiesz, że muzyka całego świata wypływa z jednego korzenia. Muzyka świata tętni swoim życiem, te same emocje są w bluesie i w polskiej pieśni ludowej. Przecież blues wywodzi się z worksongu, a to forma znana większości kultur.

ArtRock.pl: Może zacznijmy od poprzedniego albumu: Organic….

Michał Zygmunt: Każdy z tych moich projektów jest niezależnym bytem. Funkcjonują w określonych przestrzeniach. Organic jest szukaniem swoistej narracji mocno osadzonej w formie piosenki. Piosenka jest formą ze słowami, ale w Organic słów nie ma i zmierzam się z formą. Jest zapisem mojej muzycznej drogi: transformacji, dorastania, odrzucania i przyswajania, otwarcia na naukę tego języka, jakim jest muzyka.

ArtRock.pl: Światy były debiutem bardzo zauważonym w mediach. Pojawiał się także w stacjach informacyjnych, jak Pin czy TokFM, trafił do ludzi na co dzień zabieganych, którzy poszukiwali w niej odskoczni od tego pospiechu.

Michał Zygmunt: Nie gram muzyki dla wszystkich, bo moja muzyka wymaga pewnej uważności, wsłuchania się. Opowiada o ważnych dla mnie sprawach i angażuje, często nie pozostawia obojętnym. We mnie jest też dużo buntu, ale i szczerości. Buntuję się robiąc rzeczy piękne i są osoby, którym się to podoba.

ArtRock.pl: Czy te wcześniejsze wpływy jazzowe, ciężko nazwać je polską Dianą Krall czy też z korzeniami w standardach jazzowych i bluesowych lub pop. Nagle wchodzimy na muzykę świata, wchodzimy na muzykę folkową.

Michał Zygmunt: Od czegoś zawsze trzeba zacząć. Moja nauka polegała na zadawaniu sobie prostego pytania: Skąd się co wzięło? Rock – gdzieś był jego początek. Żeby móc grać muzykę, nie możesz tylko ćwiczyć gam i pasaży, musisz słuchać muzyki, rozumieć, potrzebujesz wiedzy, języka, wyobraźni. Musisz znaleźć haczyk, dzięki któremu ludzie otworzą się na to, co tworzysz. Jazz był jakimś elementem tego poznania. W pewnym momencie rozumiesz, że muzyka całego świata wypływa z jednego korzenia. Muzyka świata tętni swoim życiem, te same emocje są w bluesie i w polskiej pieśni ludowej. Przecież blues wywodzi się z worksongu, a to forma znana większości kultur.

ArtRock.pl: Może zacznijmy od poprzedniego albumu: Organic….

Michał Zygmunt: Każdy z tych moich projektów jest niezależnym bytem. Funkcjonują w określonych przestrzeniach. Organic jest szukaniem swoistej narracji mocno osadzonej w formie piosenki. Piosenka jest formą ze słowami, ale w Organic słów nie ma i zmierzam się z formą. Jest zapisem mojej muzycznej drogi: transformacji, dorastania, odrzucania i przyswajania, otwarcia na naukę tego języka, jakim jest muzyka.

ArtRock.pl: Światy były debiutem bardzo zauważonym w mediach. Pojawiał się także w stacjach informacyjnych, jak Pin czy TokFM, trafił do ludzi na co dzień zabieganych, którzy poszukiwali w niej odskoczni od tego pospiechu.

Michał Zygmunt: Nie gram muzyki dla wszystkich, bo moja muzyka wymaga pewnej uważności, wsłuchania się. Opowiada o ważnych dla mnie sprawach i angażuje, często nie pozostawia obojętnym. We mnie jest też dużo buntu, ale i szczerości. Buntuję się robiąc rzeczy piękne i są osoby, którym się to podoba.

ArtRock.pl: Czyli przeciwieństwo tego buntu rewolucji punk rocka z lat 80-tych, który zmiótł ze sceny rocka progresywnego i wprowadził nową kulturę?

Michał Zygmunt: Tak! Bunt jest motorem sztuki. Mojemu pokoleniu też potrzebny jest głos sprzeciwu wobec tego, co jest. Stary rynek upadł, stary świat kolejny raz odchodzi, nie ma nam już nic do zaoferowania. Media – nas nowych wcale nie faworyzują, bo mają swoich starych idoli, których odgrzewają bez końca. Zajmują się sztuczną kreacją celebrytów i marek. Nie ma w nich miejsca na autentyczny głos – trzeba tylko wypełnić jakąś rolę, odegrać pewien scenariusz. Wielu moich kolegów, muzyków szukając koniunktury angażuje się w projekty, które mają przynieść sukces, ale tak się nie dzieje. Bo ludzie wiedzą swoje, po co mają słuchać średnio zagranej polskiej produkcji, skoro mogą posłuchać czegoś w dużo lepszym wykonaniu? Historia muzyki jasno uczy – przetrwają tylko wizjonerzy, rewolucjoniści. Ich styl zainspiruje najpierw najzdolniejszych, potem przejmą go wyrobnicy, a na końcu chałturnicy. Popkultura co jakiś czas dochodzi do tego samego punktu. Rada jest jedna – robić swoje. Kalkulacja? Mam wielu bardzo zdolnych znajomych, którzy od lat siedzą i czekają nie wiadomo na co.

ArtRock.pl: Generalnie mówi się, że pierwsza płyta jest taką, która wprowadza, jest najdłużej przygotowywana, muzycy wkładają w nią najwięcej serca. Trzecia płyta jest tą, którą muzycy próbują zaskoczyć słuchaczy, coś udowodnić. Czy tak samo jest z albumem Muzyki?

Michał Zygmunt: Może. Moja trzecia płyta jest zupełnie inna niż dwie poprzednie. Z racji pomysłu na nią i też tego, że jest nagrana z Rolim Mosimannem. Jego obecność i zaangażowanie zmieniły moją muzykę. Wiele płyt Roliego stało się historią. Ja też wychowałem się na jego płytach. Dziś to, czego słuchałem z wypiekami na płycie Faith no More, jest też w mojej muzyce. Poznałem od kuchni jego pracę w studiu i zrozumiałem to, czemu nasze płyty brzmią, jak brzmią, i to nie jest kwestia sprzętu. Dodajmy do tego inspiracje polską ludowizną. Musiało wybuchnąć. Szwajcarski producent, muzyk ludowy i szukający swej tożsamości gitarzysta nagrywają wspólnie płytę z muzyką ludową. To jak bomba z zapalonym lontem.

ArtRock.pl: Wracając jeszcze do producenta Muzyk, Roli Mosimanna – jest to człowiek z dużymi osiągnięciami na tym polu. Jak wspominasz współpracę między wami?

Michał Zygmunt: Życzę każdemu takiej przygody. Nie chodzi już o czyste rozwiązania techniczne. Ten człowiek wie jak zrobić, aby dobrze brzmiało. Chodzi o filozofię pracy związanej z muzyką, o filozofię rytmu. Pokazał mi jak korzystać z rytmu w sposób, w jaki nie uczą na akademii muzycznej. Jestem teraz innym muzykiem. Kilka miesięcy po nagraniach obserwuję to, jak zmieniło się moje postrzeganie, jak inne są moje nowe kompozycje, sposób grania. Współpraca z nim wiele mi dała i nie ukrywam, że zmienił zupełnie mój muzyczny światopogląd.

ArtRock.pl: Dużo podróżowałeś, nagrywałeś w Stanach, także w innych ciekawych miejscach. Gdzie Tobie się najlepiej pracowało?

Michał Zygmunt: Najlepiej pracowało mi się teraz. Miałem miesięczny komfort bycia w studiu i byłem zaangażowany tylko w ten poces. W trakcie sesji było tylko kilka wyjazdów koncertowych, które dodawały mi świeżego dystansu. Super układ. Nie poszedłem na żaden kompromis. Musiało skończyć się dobrze.

ArtRock.pl: Muzyki, jako temat, to muzyka folkowa grana z okolic Twojego miasta…

Michał Zygmunt: Po płycie Organic przeprowadziłem się z Wrocławia do mojego rodzinnego miasteczka, Brzegu Dolnego. Wcześniej wiele lat mieszkałem w dużych miastach. Chciałem naładować akumulatory, wyluzować z wyścigiem i zastanowić nad tym, co dalej. Miałem plan pożyć trochę innym życiem i zacząłem zwiedzać te wszystkie pola, te wszystkie podwórka, po których biegałem jako dziecko, ożyły wspomnienia. Oczywiście nie miasto mnie zainspirowało. Odkrywanie Dolnego Śląska i doliny Odry było trochę jak odkrywanie zaginionego lądu. Przed 1945 rokiem tu był zupełnie inny świat, który się raptownie skończył. Mieszkam na ziemi, z której wypędzono ludzi, ale moich dziadków również wypędzono – tylko z innego miejsca. Na tyle, na ile mogę, próbuję pokazać tę złożoną rzeczywistość. Nic nie jest tylko czarno-białe – składa się z wielu różnych odcieni. Ważną osobą w tych moich poszukiwaniach jest mój dziadek, Zdzisław Jamborski, który wziął udział w Muzykach, nagrał ze mną 3 utwory na płytę, ale też opowiedział wiele ciekawych historii w filmie.

ArtRock.pl: Nam się kojarzy głównie muzyka ludowa z Cepelią, czyli tymi utworami popkultury, które w latach 60./70. rozsławiły polską kulturę.

Michał Zygmunt: To, co potocznie nazywamy muzyką ludową, to lukrowana cepeliada. Niewiele ma ona związku z prawdziwym duchem i autentycznymi tradycyjnymi melodiami. To nasze przekleństwo. Nie mamy dystansu do naszej ludowości, nie mamy wiedzy i stąd mój pomysł na takie opowiedzenie tej muzyki i na zagranicznego producenta. Poprzedni ustrój, a wczesniej wielka strata inteligencji polskiej, skutecznie odcięły naród od korzeni. Zresztą obecni politycy też są niedouczeni. Poziom edukacji obywatelskiej jest na katastrofalnym poziomie, a wcześniej w ogóle nie istniał. W szkole 3 godziny religii, ale coraz mniej historii. Czy współczesny świat potrzebuje robotników, którzy będą pracować bez zadawania pytań? Po co mielibyśmy coś wiedzieć? Może gdyby społeczeństwo było bardziej świadome, douczone, to po tej klasie politycznej nie zostałby ślad? Nikomu nie zależy na naszej wiedzy, więc musimy poznać ją sami. Bo nie znamy naszej prawdziwej historii, choć niby jej uczą nas w szkole. Pamiętam jak mówiłem znajomym, co chcę zrobić, to pukali się w głowę mówiąc: „Zwariowałeś? To jest największy obciach”. Źle świadczy o nas brak szacunku dla kultury, z której wyrośliśmy. Z wieżowca TVN-u świat kończy się na rogatkach Warszawy, a niestety sporo ludzi tylko z mediów czerpie swą wiedzę o świecie. A zwróć uwagę – ludzie słuchają Richarda Bony, kupują płyty, chodzą na koncerty – ten facet gra muzykę od siebie ze wsi. On też zrobił to bez afrykańskiej cepelii. Jest w tym siła. To nie jest jedyny przykład. I okazuje się, że my, Polacy, to kupujemy, ale mamy kłopot z wysłuchaniem naszej muzyki. Potraktowałem Polską muzykę ludową poważnie. I to jest mój wniosek – ona nie budzi żadnych kompleksów. Jest tak samo atrakcyjna i tak samo ciekawa, jak światowa muzyka ethno, której tak chętnie słuchamy.

ArtRock.pl: Na rynku widać powrót do takiej muzyki. To się zaczęło mniej więcej z początkiem lat 80-tych wraz z osobą Petera Gabriela i jego ruchem WOMAD, wydawnictwem Real World czy sceną, którą wtedy zaczął tworzyć; propagować w takim stopniu, że nagle poznawaliśmy ludzi z różnych krańców świata z muzyką z Pakistanu, Bangladeszu, Indonezji, afrykańskich sawann czy z Amazonii – jak widzisz to po 30 latach obecności w popkulturze?

Michał Zygmunt: Ciężko mi jest to oceniać, świat jest taki wielki. Znam tylko część olbrzymiej przestrzeni muzycznej. Jestem twórcą i nie mi ją porządkować – choć może to trochę tak wygląda, że mam coś usystematyzowane. Mam to szczęście, że mogę brać z tego całego nurtu, co tylko chcę, grać tym, cytować. Kiedyś mocno wciągnęła mnie amerykańska muzyka roots i to ona zaprowadziła mnie do naszej muzyki. Dzięki sieci jest dostęp do tak wielkiej ilości nagrań, że możemy spełnić każdą zachciankę – słuchać muzyki z Mongolii albo afrykańskich kołysanek – wystarczy tylko kliknąć. Ale powoduje to, że ludzie zaczynają szukać swoich korzeni. Świat pielęgnuje lokalność, bo to wielka wartość. Tylko u nas jeszcze rzadko to widzą.

ArtRock.pl: Chwyciłeś gitarę. Na początku był ktoś, kto Ciebie inspirował…

Michał Zygmunt: Myślałem o tym ostatnio…. Jest taki film, „Swing” Tony’ego Gatlifa, o chłopcu, który widzi grającego w knajpie cygana i tak się zakochuje w tej grze, że sam łapie za instrument i zmienia całe swoje chłopięce, a w konsekwencji dorosłe życie. Jest w tym coś pięknego. Miałem takie momenty przełomowe. Pamiętam, że poszedłem na swój pierwszy koncert jazzowy. Byłem młodym rockandrolowcem, który miał zespoły, nosił długie włosy i traktował gitarę jako sposób na podryw. Pamiętam, że na tym koncercie siedziałem i nie wiedziałem w ogóle, co oni grają. Następnego dnia, kiedy się obudziłem, mój świat się zmienił. Nie wiedziałem, co się zmieniło, ale wiedziałem, że wszystko jest inne. To też były inne czasy – dzisiaj jednym kliknięciem możemy mieć wszystko, wtedy nie było tak łatwo. I później miałem kilka takich momentów przełomowych, kiedy czułem, że tego dnia mój świat się zupełnie zmienia. Jestem ciekawy, ile jeszcze razy wezmę gitarę i zagram tak, jak nigdy wcześniej.

ArtRock.pl: Na razie grasz muzykę akustyczną, używasz gitar akustycznych – czy przewidujesz, że coś dojdzie do tej muzyki?

Michał Zygmunt: To kwestia barwy. Dziś szukam w tych rejonach, ale czuję, że niebawem wrócę do gitary elektrycznej. Instrumenty i dźwięk są wpisane w koncepcję artystyczną. Planuję grać z orkiestrą dętą. Chcemy zabrzmieć jak w latach 50.-60. Na pewno skorzystam wtedy z gitary elektrycznej – barwa instrumentu akustycznego nie przekaże tego, co chcemy oddać.

ArtRock.pl: Grasz już od kilku lat na scenie. Dużo masz koncertów?

Michał Zygmunt: Uwielbiam grać koncerty, to mój żywioł. W różnych okresach bywa różnie, ale staram się grać możliwie jak najwięcej. Moje koncerty mają swoją akcję i dramaturgię. Teraz grając Muzyki wożę dodatkowo ze sobą film złożony z archiwalnych zdjęć, który jest wyświetlany w trakcie koncertu.

ArtRock.pl: Mówiłeś o zdjęciach do Muzyk – czy te zdjęcia są gdzieś do obejrzenia?

Michał Zygmunt: Są – na moich koncertach.

ArtRock.pl: Tylko?

Michał Zygmunt: Tylko.

ArtRock.pl: Nie przewidujesz wydawnictwa multimedialnego?

Michał Zygmunt: Kto wie, bo Muzyki to nie tylko płyta z muzyką, jest też film dokumentalny Agnieszki Gonczarek i Patryka Kiznego, który opowiada o powstawaniu tego projektu. W tym studiu spotkało się kilka przedziwnych osobowości i one wspólnie zbudowały tę płytę. To w dużej części muzyczna opowieść.

ArtRock.pl: Czy masz życzenie, z którym muzykiem chciałbyś współpracować?

Michał Zygmunt: Z wieloma. Naprawdę. Nie wystarczyłoby tu miejsca by ich wymienić.

ArtRock.pl: Mają nazwiska?

Michał Zygmunt: Nie powiem (śmiech), nie powiem żeby nie zapeszyć, bo jestem blisko.

ArtRock.pl: Skończyły się Muzyki, a mówisz, że to jest początek…

Michał Zygmunt: …Muzyki się dopiero zaczynają.

ArtRock.pl: …będzie cykl?

Michał Zygmunt: Muzyki otworzyły mnie na nowe, dotąd zamknięte obszary. Teraz penetruję lokalność, szukam klucza do zainteresowania nią szerokiej publiczności. Chciałbym reaktywować orkiestrę dętą, która kiedyś działała w moim miasteczku i była znana w całej okolicy. W latach 90. nastały nowe czasy, nowa władza, inne spojrzenie na kulturę lokalną, odwrócono się od tych ludzi i orkiestrę rozwiązano. A oni przez ten czas ciągle grają, ćwiczą z nadzieją, że jeszcze wspólnie wystąpią. Odnalazłem tych muzyków, zapaliłem do tego pomysłu. Szukam teraz pieniędzy potrzebnych do jego realizacji. Celem byłby duży koncert, złożony z nowego, przygotowanego na tę okazję repertuaru, oczywiście z gitarą w roli głównej. Chciałbym ruszyć z tą orkiestrą w trasę koncertową, może coś nagrać, zrobić film, zostawić jakiś ślad. Uważam, że to świetny pomysł, bo sporo ludzi potrzebuje muzyki zagranej z serca, w zgodzie z prawdą. Nie wszystkich rusza muzyka z komputera.

ArtRock.pl: Biorąc pod uwagę to, że generalnie grasz muzykę, która wychodzi stąd, z tego terenu, Dolnego Śląska, ale generalnie z Polski – czy czujesz wsparcie urzędów promujących kulturę?

Michał Zygmunt: Próbowaliśmy zainteresować urzędy odpowiedzialne za kulturę tym projektem, niestety – urzędy nie były zainteresowane. Gdyby nie pojawienie się Fundacji Mirosława Wróbla, ale głównie olbrzymiej pracy mojej i Ewy Dobrołowicz, mojej partnerki w artystycznych działaniach, oraz ekipy filmowej Agnieszki Gonczarek i Patryka Kiznego, ale też wielu innych osób, które włożyły swoje trzy grosze, to podejrzewam, że projekt Muzyki nie doszedłby do skutku. Nie czarujmy się, nasi menadżerowie kultury nie są zainteresowani współfinansowaniem takich „odmian” polskiej ludowości. Oni nadal są na etapie kapel góralskich i tworzą ten nasz swoisty folkor. Politycy nie mają świadomości ani swego zdania i nie potrafią ocenić watrości proponowanego pomysłu. Dla nich liczy się tylko to, co się bez wysiłku sprzeda i nie niesie ryzyka. Myślą tylko w takich kategoriach.

ArtRock.pl: Wyrosłeś w okolicach sceny wrocławskiej, tutaj mieszkałeś, tutaj tworzysz. Czy jako muzyk zauważyłeś, że Wrocław daje możliwości? Dla osób patrzących z zewnątrz miasto jest bogate w różne festiwale, koncerty. Nawet z punktu widzenia dziennikarza muzycznego na mapie europejskich miast kultury to miasto wyraźnie pulsuje, tętni życiem muzycznym. Ale jak to jest widziane okiem twórcy, uczestniczącego w tym życiu muzycznym?

Michał Zygmunt: Jestem ostatnio ostatnią osobą zdolną do oceny tego, co się dzieje we Wrocławiu.

ArtRock.pl: Może i nie widać ich tak bardzo na zewnątrz, ale jednak ukazują się prężnie wydawane przez działające tutaj wydawnictwa składanki w stylu 4871, wydawnictwa, z których możemy być dumni. Spotykamy naszych wykonawców gdzieś na scenie, dla przykładu Twoja muzyka trafiła na anteny stacji radiowych , także sukces paru wrocławskich zespołów – Hurt, Ocean, Me Myself and I, Miloopa, Oszibarak, Sinusoidal, niedawny spektakularny sukces muzyka u nas kojarzonego z występów na rynku – Gienka Loski. Czy możesz potwierdzić to, że mamy silną grupę muzyków, których stać na wiele?

Michał Zygmunt: Ostatnio usłyszeliśmy w Warszawie, w trakcie promocji płyty, ciekawe zdanie. Powiedziała je osoba z branży. „Wy na tej prowincji robicie fantastyczne rzeczy, nie tracicie czasu na bzdury. My w Warszawie dawno już połknęliśmy własny ogon”. Wrocław żyje muzyką, choć jest tu jeszcze kilka osób mających wpływ na życie muzyczne w mieście, które ciągle myślą swoim małym interesem. Scena wrocławska jest dużo szersza niż się powszechnie wydaje.

ArtRock.pl: Miałeś swoją ścieżkę do sukcesu – ta trzecia płyta to już jest dla Ciebie sukces artystyczny. Jeżeli byliby jacyś ludzie, podążający Twoją drogą, to co byś im poradził?

Michał Zygmunt: Powiedziałbym tak: szukajcie i słuchajcie i często róbcie odwrotnie, niż was uczą. Nie dla samego faktu bycia w opozycji, ale dlatego, że mainstream niekoniecznie proponuje wam dobre rozwiązania. Nie wierzcie im na słowo. Świat pełen jest niuansów, różnic. Nie jest płaski i jednowymiarowy. Penetrujcie wszystkie obszary, nie kopiujcie.

http://artrock.pl/wywiady/622/korzenie_muzyki_-_michal_zygmunt_o_muzyce_swiata.html


PIERWSZY Z BRZEGU , rozmawiał Tomasz Wlezień (2013)

Pod koniec roku zostałeś wciągnięty w wir wydarzeń, których wcześniej chyba sam nawet się nie spodziewałeś – dwa projekty, nagrania, płyta, sesje zdjęciowe, clipy… Skąd to przyśpieszenie?

Latem, w trakcie festiwalu w San Sebastian, odebrałem telefon z propozycją nagrania płyty. Termin jej realizacji był jednak bardzo szybki. Wydawca chciał mieć płytę na początku 2013 roku, co zmuszało mnie do szybkich decyzji. Propozycja jednak nie do odrzucenia. Od razu w Hiszpanii zaplanowałem sobie kształt tej płyty. W pierwszym ruchu zaprosiłem do duetu Jarka Trelińskiego (Raz Dwa Trzy). Siedząc na plaży chciałem zrobić płytę pełną odpuszczenia, oddechu, Jarek zgodził się, jednak przez brak czasu całej płyty w duecie nie dano nam było zrobić, przynajmniej tym razem …. Udało się za to kilka innych rzeczy, jak ten materiał wizualny i w ogólnym podsumowaniu jestem z BIG FISH IN DEEP WATER super zadowolony. Wiedziałem, że chcę nagrywać na żywo, w analogowy sposób. Po dwóch studyjnch płytach z Rolim Mosimannem, gdzie górowała studyjna produkcja ze ściśle zaplanowanym brzmieniem, wiedziałem, że chcę nagrywać na setkę, w dużym składzie i czuć radości ze wspólnego muzykowania. Jesienne koncerty w różnych konfiguracjach pozwoliły sprawdzić i sprecyzować całości koncepcji. Ostatecznie na początku listopada nagraliśmy płytę i jest to zapis z trzech niezależnych sesji live nagranych w dwóch studiach. Pierwsza sesja nagrana w kwintecie z Deep Water / Artur Domink (Lech Janerka, Chromosomos) na bębnie, Bondem (Miloopa) na basie, Tomek Kasiukiewicz na puzonie i Jankiem Michalcem na trąbce/. Druga sesja- trio Deep Water, gdzie oprócz mnie i Dominika gra Ranjit Prasad- hinduski kontrabasista ze Stanów. Całość zamykamy pogodnym duetem z Jarkiem Trelińskim.

Czy traktujesz to jako kolejne przygody, czy jest to zapowiedź zmiany kierunku muzycznych poszukiwań? Poczułeś się raźniej w grupie muzyków, którzy czuja muzykę tak jak ty?

Przez ostatnie lata grałem w zamkniętym świecie solo. Wspanialle jest słyszeć jak znajomi muzycy o tak różnych osobowościach i doświadczeniu grają moją muzykę. Jednocześnie mogłem zaufać ich muzycznemu warsztatowi i zrealizować swój plan, zagraliśmy równorzędnie: partie sekcji bas z bębnem, dęciaki i mojej gitary. Nikt nikomu nie akompaniuje, wszyscy gramy razem. Jest to z pewnością zapis zmian jakie zachodza we mnie, słychać to muzyce. Zderzam na tej płycie ostatnie dwa lata moich poszukiwań. Chcę grać z ludźmi, co zamusza mnie do szukania nowych brzmień i rozwiązań. Dojrzewam też jako komopozytor, szukam innych środków wyrazu. Żeby grać z bandem gitarze potrzebny jest mocniejszy sound, stąd w tym projekcie gitara elektryczna, która niesie całkiem nowe możliwości. Co do moich zespołów to nie nudzimy się ze sobą. Grać w takim towarzystwie to absolutna przyjemność. Co ma też znaczenie dla naszej muzyki. W środowisku wrocławskim jesteśmy dość wrzącym kolektywem.

A może mamy oczekiwać, że pójdziesz teraz w kierunku etno-rocka, coś jak Morphine?
Morphine? Gramy w lutym koncert w ramach wrocławskich Eklektik Sessions właśnie tribiute dla tego bandu. Zagramy w dużym, międzynarodowym składzie pod przewodnictwem Bonda z Miloopy. Co do toru moich poszukiwań, interesuje mnie wiele różnych stron jednego medalu. Nie dam się chyba tak łatwo zaszuflatkować. W tym roku chcę zrealizować dwa dosyć skrajne pomysły. Jeden ostrzejszy, któremu blisko do surf czy oldschoolowego rocka a drugi pomysł to ascetyczne solo, inspirowane muzyką wschodu. Nie chciałbym łączyć tych dwóch światów pod jednym szyldem. Kręca mnie wszystkie wariackie oldschoolowe brzmienia rodem z Dicka Dale, lat 60, surferów i rockendrolla, ale minimalistyczna, akustyczna koncepcja z delayemi, loopami i minimalistyczną elektroniką jest dla mnie równie ważna.

Powiedz czym różnią się zarówno osobowo jak i stylistycznie Big Fish i Deep Water?
Big Fish to akustyczne trio z rootsowym brzmieniem z otwartą formą i improwizowaną opowieścią. Oprócz nowych utworów, gramy moje kompozycje z Muzyk. Gram tam na dobro, na nylonie. To muzyka z gitarą w pierwszym planie, pełna zwariowanych podróży w zakamarki muzycznego świata. Deep Water to kwintet z trąbą, puzonem i niezwykłą sekcją rytmiczną. To zdecydowanie chłodniejsze, przestrzenne brzmienia takie północne, chłodne granie, dużo w nim spokoju i ciszy. Gram tu na gitarach elektrycznych, a gitara jest częścią większej całości, buduje, opowiada swoją historię raczej w drugim planie ale jest w ciągłej interakcji z melodią, niesie dużo riffu i nadaje klimat całości. Graniem melodii i budowaniem atmosfery zajęte są trąby. Wszystko to zawieszone w elektornice i rootsowym pulsie. Bond używa slideu do gry na basie co w połączeniu z moim slidem daje zupełnie inną niż klasyczna rockowo-jazzowa przestrzeń. Artur to mistrz długich fraz i połamanego grania. Muzykowanie w takim składzie zawsze wiedzie w inne rejony. To z tym projektem zamierzam głównie koncertować w tym roku.
Jesteś po sesji nagraniowej w Rolling Tapes Studio. Czemu wybór padł akurat na to studio?
Tak, w wiekszości płytę zrealizowaliśmy w tym studio. Zdecydowały głównie terminy i budżet. Pracowałem w Rolling Tapes wiosną, to analogowe, dobrze zbudowane i ładnie wyglądające studio. Miało to znaczenie ze względu na towarzyszącą nam ekipę filmową. Dwie kolejne sesje zrobiliśmy w naturalnej przestrzeni dworku Saraswati Studios.
Różnorodność tych brzmień dobrze wpłyneła na całosć płyty, jest kilka planów i odcieni. Przy sesjach live, gdzie po ustawieniu brzmienia, reszta jest tylko rejestracją, utwory brzmią czasem dość monotonnie. Nie wnika się potem w nagrany materiał w takim stopniu jak przy produkcji, gdzie dogrywa się poszczególne ślady. W Rolling Tapes mogliśmy zagrać w jednym pomieszczeniu – co miało znaczenie. W duecie z Jarkiem Trelińskim zagraliśmy na dwie akustyczne gitary, w jednym pomieszczeniu, nagrywając tylko przez mikrofony preampy i analogowy stół. Zależało nam na pełenej naturalności stad wyjście z nagraniami ze studia w naturalne wnętrza. Nasz duet zagraliśmy de facto w jadalni starego dworku. Podobnie zrobiliśmy w składzie z Big Fisch. Nie separowaliśmy się, graliśmy razem. To bardo akustyczne sesje, użwałem do nich starego Politona i gitary dobro. To bardzo bliskie, pełne i ciepłe nagranie. Z Deep Water w Rolling Tapes nasza muzyka brzmimy jak stary dziwaczny band z końca lat 60. To świetna przestrzeń dla tej muzyki. Każda z sesji ma swoją tejemnicę, która nadaje tym utworom pewnej szorstkości.

Powiedz czy oprócz Big Fish nagrywałeś od razu z projektem Deep Water? Słyszałem, że nagrywaliście również jakiś live podczas sesji? Co to będzie?
Cała sesja Deep Water rejestrowana była przez ekipę filmową, powstał więc zapis, który po złożeniu będzie sesją live, koncertem bez publiczności. Bedzie można przenieść się do studia i zobaczyć na własne oczy chwilę w której ta muzyka powsawała. Można obejrzeć już pierwszy utwór Oder, reszta jest w trakcie montażu. Sfilmowalismy też sesje z Jarkiem Trelińskim i z Big Fish, choć w zupełnie inny sposób. Całością zajęła się Forma&Czas, mała niezalezna pracowania artystyczna. Opowiedzenie sesji live nienaruszjące ich charakteru to trudna sztuka. Gram muzykę instrumentalną, obraz jest częścią opowieści i jest może być ważny przy odbiorze mojej muzyki. Fajne jest też to, że udało się udekumentować niepowtarzalne chwile, widać naszą interakcję, momenty w których rodzi się to specyficzne tarcie między muzkantami. Pokazuje też jak wiele przyjemności można czerpać ze wspólnego grania, bez dogrywek, bez cięć, bez żadnych nowoczesnych chwytów.

Kto jest producentem tego materialu? Czy oddałeś wszystko ponownie w doświadczone ręce Roli Misimanna, znanego z pracy z Bjork, The The, New Order czy Faith No More?

Tym razem za całość brzmienia płyty odpowiada Tomek Gwinciński, jeden z najlepszych polskich gitarzystów, znany z projektów Kury, Łoskot, Maestro Trytony. Tomek ma świetną, wręcz wybitną estetykę. Doskonale wie czego chce a przede wszystkim wie czego nie chce. Świetny producent. Mam już nawet kilka wspólnych planów na przyszłość.

A jesli chodzi o moją współpracę z Rolim, to nagraliśmy wiosną płytę z rzeką Odrą w roli głównej. Co prawda wydawca długo zbiera się z jej wydaniem, ale podobno na początku tego roku ma się ukazać. To była fantastyczna przygoda w świecie dzwięków przyrody ale ubranych w bardzo bluesowo rootsową materię. Album bedzie promował teledysk do utworu Z Wiatrem i pod Wiatr, który zagraliśmy w trio z Rolim i Bondem.
W 2013 mamy w planach rozpocząć pracę nad wspólnym trio. To moje ostrzejsze niż dotychczas granie, więcej w nim pulsu. Teledysk, które bedzie zapowiedzią tych działań jest już gotowy i ukaże się lada moment.

Jak zmodyfikowałeś swoje instrumentarium na potrzeby tych projektów? To analogowe klimaty, ale bardziej zelektryfikowane niż Twoje poprzednie solowe dokonania.

Tym razem oprócz gitary akustycznej i dobro użyłem gitary elektrycznej. Na sesji z Deep Water użyłem starego gibsona es i mojego super gretscha. Reszta to mikrofony i wzmacniacze oraz analogowy taśmowy delay.

Kiedy ruszasz w trasę i do kiedy potrwa promocja nowych projektów?

Promocja rusza w styczniu. A potrwa pewnie do wiosny. Na koncerty wyruszymy wczesną wiosną i postaramy się żeby było o nas słychać.
Dziekuję za rozmowę!

…………………………………………………………………………………………………………



Portale:

http://www.wroclaw.pl/gitary-z-drzew-znad-odry

Rozmowa z Michałem Zygmuntem o jego nowej płycie „Muzyki”

Rozmawiała Marta Matoga

Niedawno ukazała się Twoja trzecia płyta zatytułowana „Muzyki”. Czym różni się ona od dwóch poprzednich?

– Różni się wszystkim choć jest w jakimś sensie kontynuacją wcześniejszych poszukiwań. “Muzyki” są inspirowane muzyką ludową, jej rytmem, melodią ale też prawdą jaką w niej słychać. Dużo w “Muzykach” dawnych histroii o sprzedanych na rozstaju dróg duszach, narodzinach, zabawach i śmiechu ale i o śmierci i płaczu. Płyta jest też częścią większego przedsięwzięcia artystycznego.

Skąd pomysł na taką płytę?

„Muzyki” napisałem zainspirowany poszukiwaniami moich własnych korzeni. Szukałem też starych fotografii grup etnicznych tworzących przedwojenną Polskę. Im dlużej się wnie wpatrywałem tym bardziej mnie wciągały. Wszystko zaczęło się mnożyć bo tych zdjęć i opowieści było coraz więcej. Zainteresowało mnie jak te wszystkie narody, współtworzące Polskę- ze sobą żyly, przenikały się, inspirowały. Co każda z nich włożyłyła a czego nie, do tej naszej zbiorowej świadomości. Swoje kolekcje zdjęć udostępniło mi Muzeum Narodowe, Muzeum Etnograficzne ale też poszczególne mniejszości etniczne, kolekcjonerzy. Zdobyłem około 1000 pięknych fotografii. Wszystkie te zdjęcia poskładałem i zacząłem komponować. Teraz pokazuję te zdjęcia w trakcie moich koncertów, są jakby filmem do każdego z utworów. Daje to możliwosć słuchczom wyruszyć ze mną w podróż nie tylko muzyczną.

Producentem płyty jest Roli Mosimann, który współpracował między innymi ze Smashing Pumpkins czy też Faith No More. Jak udało Ci się namówić go do współpracy nad nowym albumem?

– Specjalnie długo nie trzeba go było przekonywać. Podobało mu się to co robię, to jak gram, jaki mam muzyczny pomysł na siebie. Rolliego interesują takie płyty, które bądą ponadczasowe i przetrwają krótkotrwałe mody, czy trendy. Jako producent szuka oryginalnych pomysłów. Tak naprawdę nie trudno było go namówić do współpracy.

A kto pierwszy wyszedł z tą inicjatywą?

– Oczywiście, że ja. To jest człowiek-legenda, chodzi przecież o światową ligę. To osoba która przez 30 lat w Nowym Jorku nagrywała płyty z największymi artystami. Człowiek, który raczej odmawia niż się zgadza na współpracę. Sam wychowałem się na płytach, które on robił.Jego wiarę i zaangażowanie w moją muzykę traktuje jako komplement. Była to długa i i wymagająca sesja ale dziś obaj jesteśmy bardzo zadowoleni z jej efektów. Nagrywaliśmy w zupełnym odosobnieniu , w studiu Saraswati w Wolimierzu, więc byliśmy skazani właściwie tylko na siebie. Bardzo dobrze to zrobiło „Muzykom” a między nami zawiązała się ciekawa relacja. Ostatnio zaskoczył mnie zupełnie. Niespodziewanie dla wszystkich pojawił się na koncercie premierowym “Muzyk”. Następną moją płytę też robimy razem.

Tak jak już wspominałeś „Muzyki” inspirowane są muzyką ludową – bardzo popularną ostatnimi czasy w naszym kraju. Skąd według Ciebie to zainteresowanie folkiem?

– Bardzo poważnie zabrałem się do tego tematu. Odszukałem ludzi pamiętających tamte melodie, wygrzebałem stare nagrania.Długo szukałem by odnaleźć te dla mnie najbardziej autentyczne. Spędziem sporo czasu w bibliotece przeglądając w opracowaniach, czy badaniach terenowych, czyli nagraniach, które etnolodzy robili na wsiach, szukającoryginalnych muzyków. Uniwersytet Wrocławski i Biblioteka udzielili mi wsparcia w postaci taśm, z których uczyłem się grać tą muzykę. Wszystko po to żeby to co robię było przesiąknięte autentycznym duchem tego czasu. Jest to oczywiście przefiltrowane przez moją muzykalnosć, wrażliwość czy mój sposób grania. No i opowiedziałem to gitarą a w polskiej muzyce ludowej taki instrument nie występuje. A wracając do pytania to myślę, że ludzie poszukują prawdy, która jest w muzyce ludowej stąd jej obecna popularność. Mają dosyć tego wykreowanego sztucznie świata i wymyślonej przez komputer muzyki. Kultura proponowana przez większość mediów jest właśnie taka, wiele osób to czuje i ma tego dość bo nie są głupi i nie chcą ściemy. A ludzie potrzebują prawdy.

Twoja płyta jest tak właśnie odbierana?

– Tak. Rekakcje na tą płytę są właśnie takie. Otrzymuję dużo listów, opini, komentarzy, że ludzie znaleźli w tych dźwiękach prawdę. Nikt tego nie klasyfikuje, czy jest to ludowe czy też nie, czy melodie są swojskie, i jaki to gatunek. Liczy się prawda. Miło to czytać bo nigdy jeszcze moja muzyka nie dostała tak dużego odzewu od tak wielu odbiorców w Polsce i za granicą. Ludzie z zagranicy reagują podobnie jak Polacy, a przecież teoretycznie nie mają z nasza ludowością nic wspólnego. Pierwszy egzemplarz płyty „Muzyki” sprzedał się w Stanach. Taki również był mój cel i stąd obecność zagranicznego producenta, który pomógł mi opowiedzieć te lokalne historie w pozbawiony cepeliady sposób.

Projekt „Muzyki” to nie tylko płyta. To także film dokumentalny.

– Zgadza się. W trakcie nagrywania płyty powstał pełnometrażowydokument, który opowiada o powastawaniu projektu- o spotkaniu moim, Roliego Mosimanna, ale także mojego dziadka Zdzisława Jamborskiego, który zaszczycił nas swoimi dźwiękami na tej płycie. Wniósł bardzo dużo dobrego do “Muzyk”, bo jego serce do muzyki, pasja i doświadczenie to wielki skarb. On też pamięta trochę dawnych zwyczajów i melodii. Zrobił wiele dobrego dla tej produkcji, ale też razem przeżyliśmy fantastyczną przygodę. Z tych właśnie opowieści, naszego wspólnego muzykowania, rozmów, wspomnień i emocji powstał piękny dokument. Mówię to jako jego bohater ale przyznam szczerze, że sam jestem zaskoczony, bo nie spodziewałem się że to będzie tak ciekawy film. Będzie miał wkrótce swoja premierę i już powstała jego strona internetowa.

Czy w związku z wydaniem kolejnego albumu możemy spodziewać się, że zagrasz koncert dla mieszkańców Brzegu Dolnego – swojego rodzinnego miasta?

– Bardzo bym chciał i może jeszcze w tym roku zagram w Brzegu Dolnym. Miasto pomogłomi trochę z płytą i dlatego jestem zobowiązany zagrać koncert w ramach tego wsparcia. Czekam więc na ustalenie terminu. Zagram z wielką przyjemnością, zresztą często na swoich koncertach widuję ludzi z Brzegu.

Wiele osób kojarzy Cię z Wrocławiem a mało kto wie, że pochodzisz stąd. Rok temu twierdziłeś, że Brzeg Dolny nie jest miastem rozpoznawalnym.

– I nadal tak niestety jest.

Panuje przekonanie, że osobom żyjącym w małych miasteczkach trudno się wybić. Czy czujesz na sobie ciężar bycia osobą z małej miejscowości?

– Nie. Mieszkałem wiele lat w dużym mieście, znam jego dobre i złe strony. Uważam, że wszystko zależy od uporu osoby, która chce coś zrobić. W każdym razie nie ma to według mnie żadnego znaczenia. Ludzie z małych miast mają bardzo słaby dostęp do kultury i to jest problem bo trudno im poznać pewne kanony w młodości. Powinniśmy mieć tę świadomość, że uczestnictwo w kulturze jest absolutnie koniecznie żeby dobrze oceniać i odczytywać zjawiska dziejące się na świecie. Powinnismy szczególnie dbać o edukacje kultralną. Oczywiście jest internet, który zmienił świat w globalną wioskę, wiec to skąd pochodzisz ma coraz mniejsze znaczenie.

Z Brzegu Dolnego pochodzi również wokalista zespołu Bethel – Grzegorz Wlaźlak. Czy śledzisz jego karierę.

– Przyznam szczerze, że nie bardzo. Tworzymy w innych obszarach muzycznych ale słyszałem o nim dobre rzeczy. Życzę mu wszystkiego najlepszego, mam nadzieje że kiedyś spotkamy się na jedenej scenie. Przecież pochodzimy z tego samego miasta.

Ostatnio w telewizji pojawia się coraz więcej programów typu „Mam talent”. W jakim stopniu, według Ciebie po tego typu programach jest się celebrytą a w jakim stopniu artystą?

– Nie wiem. Nie oglądam telewizji od wielu lat. Mój dobry przyjaciel Piotr Restecki wziął udział w takim programie i doszedł do finału. Zauważam jednak, że trochę mu to ciąży. To taka popularność, która polega tylko na tym, że ludzie przychodzą dla jego buzi a kiedy zaczyna grać, to nagle się okazuje, że nikogo nie obchodzi jego muzyka. U nas jest kult celebrytów- ludzi znanych z tego że są znani. Prawda taka że tych, którzy sprzedają najwiecej płyt w największych mediach tak łatwo nie znajdziesz.

A jednak Twoją muzykęmożna usłyszeć w mediach.

– Z płytą „Muzyki” udało się dotrzećdo szerokiej publiczności. TVP Kultura, która objęła patronat nad płytą, mocno ją promuje. Ukazuje się wiele bardzo dobrych recenzji choćby w Newsweeku. Muzyka jest grana w kilku rozgłośniach radiowych, między innymi w Trójce czy Tokfm, udzielam sporo wywiadów. Byłem gościem TVP Polonia i Telewizji Polskiej gdzie opowiadałem o swojej płycie i grałem jej fragmenty. Jak na taką muzykę, to bardzo duży sukces. Sporym powodzeniem cieszy się teledysk do utworu “Na kujawach pięknie grają”. Jestem szcześliwy z tego powodu bo postawiłem na autentyczność i jakość a wiedziałem, że to nie łatwa droga. I kiedy udało mi się zyskać uwagę (choć nie jest to zjawisko masowe) to to, że ludzie ją cenią, kupują moje wszystkie płyty, bardzo mnie cieszy. Jest też tak dlatego, że jakaś część widowni ma dosyć wszechobecnej w tych mediach tandety, ściemy.

Nagrałeś już trzy krążki, koncertujesz w wielu miejscach. Co dalej? Jakie są Twoje plany na przyszłość?

-Mam wiele planów. Nadal trwa promocja płyty “Muzyki” i zwiazane z tym działania i koncerty. Z nowości to z Bondem, świetnym basistą z Miloopy, mamy wspólny plan na duży międzynarodowy konglomerat muzyczny. Dostałem kilka propozycji wspólnych koncertów ale czas pokaże co z tego wyniknie. W przyszłym roku chcę nagrać płytę solo, która miała ukazać się teraz jesienią, ale sukces “Muzyki” trochę wszystko poprzestawiał. Mam też pomysł na jeszcze jeden ciekawy lokalny projekt. Zacząłem reaktywację dolnobrzeskiej orkiestry dętej, która fukcjonowała w tym mieście przez kilkadziesiąt lat. To byłakiedyś słynna i wielka orkiestra ale w latach 90-tych latach została rozwiązana. Chcemy ją reaktywować i zacząć wspólnie grać. Ale nie będzieto powrót do tego samego, co przed laty, będzie to zupełnie w innym stylu, no i oczywiście z gitarą w roli głównej. Chcemy zrobić to z wielką pompą. Mam już nawet ekipę filmową zaintersowaną tym tematem, więc może wyjść z tego duża sprawa. Przy odpowiednim pomyśle, wykorzystując moje kontakty, jesteśmy w stanie z tym projektem zrobić fajne rzeczy. Myślę, że zaintersowanie tym projektem będzie ogromne. Reaktywowanie takiej orkiestry to duże wyzwanie, trzeba włożyć sporo pracy, ale taki zespół ma dużą przewagę nad zawodowymi orkiestrami- klimat, autentyczność, serce i oryginalność. Takie inicjatywy na świecie są cenione. Wiadomo, że potrzebne są na to pieniądze ale mam pomysł jak je zdobyć. Wierzę, że lokalne instytucje kultury nie odwrócą się od nas i pomogą nam w naszych planach. Nie zdradzę tu wszystkiego ale jestem bardzo zaangażowany w to przedsięwzięcie i kiedy o całym pomyśle mówię ludziom wzbudza to wiele radości i jest bardzo inspirujące. Widzę też jak wielkie wrażenie ten pomysł robi kiedy opowiadam o nim komuś z branży. Proszę trzymać za nas kciuki.

Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w dalszej drodze muzycznej

Rozmawiała Marta Matoga

……………………………………………………………………………………………………………………………

Wywiad: Orkiestra ; Kurier Gmin- listopad 2011

Marta Matoga

Skąd pomysł na reaktywowanie orkiestry?

Pomysł ma kilka źródeł. Jednym z nich jest chęć ocalenia pewnego zjawiska, czegoś niezwykłego, dobrej energii, idei, która zanikła. Proszę sobie wyobrazić grupę osób, która spontanicznie, a do tego z wielką pasją spotyka się razem żeby muzykować. Ludzie muzykowali ze sobą od zawsze- spotykali się i grali muzykę i to jest naturalny stan rzeczy, który wart jest kultywacji.

Kolejnym powodem jest chęć ocalenia pięknej ideii która definiowala tą społeczność. W końcu orkiestra, którą chcemy reaktywować funkcjonowała tu przez kilkadziesiąt lat. Wiele osób nauczyło się w niej muzyki, nawiązało zawodowe i prywatne przyjaźnie, znalazło piękne hoobby, sposób samorealizacji. Orkiestra grała na pogrzebach, potańcówkach, obchodach rocznicowych. Tworzyła środowisko muzyczne. Ludzie przychodzili na koncerty. Niewiele mamy dzisiaj rzeczy, które łączą nas jako dolnobrzeżan, są naszym unikalnym dobrem, z którym możemy się identyfikować, do tego odwoływać. Łatwo nam przychodzi zamykanie ale trudno potem zbudować nowe. Brzeg wbrew pozorom nie składa się tylko z supermarketów, fabryk i domów. Tworzą go ludzie. Kultura nie musi kojarzyć się tylko z piknikiem na dzień miasta. Powinna być żywa, zachowywać dobry poziom, uwrażliwiać i inspirować. Miasta na całym świecie utrzymują swoje orkiestry, bo sprzyja to społecznym kontaktom, kanalizuje pewne potrzeby społeczne. Orkiestra jest nośnikiem i łącznikiem dziedzictwa lokalnej kultury, a co za tym idzie pozwala zachować, przekazać tożsamosć, jak również tożasmość tworzy.

Czy ciężko było zebrać do niej ludzi?

Proces kompletowania składu jeszcze się nie skończył. Rozmawiałem dotychczas z muzykami, którzy tworzyli główny człon orkiestry i co najważniejsze- nadal czynnie grają.
Przez lata, w orkiestrze przewineło się wielu muzyków, większość dziś już nie gra, tylko nieliczni nadal utrzymują dobrą muzyczną formę. Postawiłem dosyć wysoką poprzeczkę, bo chcę stworzyć mocny skład, by był w stanie koncertować. To wymaga od muzyków umiejętności i wysokiej formy. Na razie ustaliliśmy wstępny, dosyć kamerlany skład, 8-10 osobowy. Chcę zazanczyć, że mamy w planach opracowanie zupełnie nowego repertuaru. Chcę by orkiestra brzmiała bardziej etnicznie niż kiedyś. Proszę pamiętać, że była to orkiestra dęta, która grała marsze albo utwory big- bandowe. Teraz będą to inne rejony muzyczne. Brzmienie każdej orkiestry determinuje jej instrumentarium, dlatego ich dobór jest kluczowy. Wiem, że potrzebuję np. trąbki i klarnetu ale już nie saksofonu, który gra zupelnie inną barwą. To determinuje wybory personalne. Wszystko to robimy z nadzieją, że kiedy nam się uda, to ruszymy w innych, już nie grajacych chęć powrotu, albo też, na co liczę najbardziej, zainspirujemy do dziłania nowe osoby. Chciałbym żeby rezultatem tego projektu, oprócz koncertów orkiestry, pięknej wizytówki, nowego repertuaru i pewnie radości z ocalenia czegoś unikalnego, było przywrócenie życia tej orkiestrze i jej zwyczajne funkcjonowanie w społeczności.

Jaki był odzew radnych, kiedy na komisji został im ten pomysł przedstawiony?

Radnym spodobał się ten pomysł. Przedstawiłem nasze pomysły reaktywacji, pomysł na finansowanie, nasze oczekiwania ale też zobowiązania. To oddolna inicjatywa, którą podejmują mieszkańcy. Miasto obiecało nam opiekę, co jest niezbędne dla realizacji tego projektu. To dobra wiadomość, że władza nie pozostaje głuche na głosy mieszkańców. W projekt zaangożawały się radne: Anna Grzechowiak i Anna Michalska. Pomogły spotkać się nam wszystkim.

Czy według Ciebie reaktywowanie orkiestry wpłynie w jakiś sposób na promocję miasta?

Jestem pewien, że projekt wzbudzi zaintersowanie. Firmuję go swoim nazwiskiem i sam w niego wierzę. W promocji chcę wykorzystać swoje zawodowe kontakty. Mam nadzieję, że moja osoba jest pewnym gwarantem poziomu arystycznego- czytelnym w szerszym kontekście. Drugą sprawą jest unikalna specyfika tego pomysłu, który tworzą prawdziwi ludzie. Znaleźliśmy ciekawy pomysł na formę i brzmienie, dlatego nie martwię się o powodzenie. Orkiestra może być piękną wizytówką miasta, o której będzie można coś ciekawego powiedzieć, bo ma ciekawe dzieje. Najważniejsza jest jednak piękna, loklana inicjatywa, która da swoją muzyką radość twórcom i odbiorcom z naszego miasta. Jest też grupa filmowców zaineteresowana tym pomysłem i jeśli tylko się uda powstanie o tym film dokumentalny. To wspaniałe, medialne tematy i mam nadzieję, że Miasto będzie umiało to wykorzystać, a wizerunek Brzegu może na tym wiele zyskać.

Wspominałeś, że na cel tego projektu chciałbyś pozyskać fundusze unijne. Na co miałyby one zostać przeznaczone?

Chciałbym aby projekt był kompleksowy a wszystkie działania był tak przygotowane by dać orkiestrze niezależność ale przede wszystkim możliwości i narzędzia dzięki którym będzie mogła działać później przez lata.

W perwszym kroku chcę zoorganizwoać intensywne warsztaty dla muzyków z orkiestry. Chciałbym ściągnąć kilku profesjonalnych muzyków- pedagogów, aby sprawnie podciagnąć muzyczny warsztat, ukierunkować w sprawach dotyczących ćwiczenia, pracy w zespole, techniki. Drugim krokiem będzie opracowanie nowego repertuaru. Chciałbym stworzyć zupełnie nowy imige, świeży i z potencjałem. Opracowanie póltoragodzinnego występu to duża praca- wszystko przecież musi zabrzmieć dobrze. Próby i zgranie będą kolejnym etapem projektu. Po nich chcielbyśmy przygotować i zrealizować portfolio zespołu, na które składać się będą strona internetowa, materiały promocyjne, zdjęcia, na dobrym poziomie video. Orkiestra powinna posiadać odpowiednie zaplecze i narzędzia do aby móc funkcjonować, mieć określony wizerunek i wyraźną tożsamość. Następnym krokiem będzie koncert dla miasta. Od tego momentu orkiestra zacznie formalnie funkcjonować.

Kiedy będziemy mogli usłyszeć orkiestrę na żywo?

O pieniądze zaczniemy starać się z początkiem nowego roku. Wtedy będą ogloszone unijne konkursy. Sam etap przygotoawnia projektu, wnioskowania i oczekiwanie na przyznanie dotacji zajmie zapewne co najmniej 2-4 miesiace. Mając przyznane środki rozpoczniemy realizację tego projektu- oczywiście o ile nie pojawią się jakieś przeszkody. Może uda się przed latem coś już pokazać. Przy dobrych wiatrach. Na razie myślimy o pieniądzach unijnych, ale po cichu liczę też na polityków czy urzędników związanych z Brzegiem, a mogących pomóc, wesprzeć czy może wskazać gdzie jeszcze możemy środki na naszą działalność pozyskać. Mamy swoich reprezntantów w sejmie, sejmiku, powiacie czy innych instytucjach mogących wesprzeć takie lokalne działania. Proszę pamiętać, że to Orkiestra jest naszą lokalną, społeczną inicjatywą, nie jesteśmy zwiazani z żadną instytucją. Poza „zielonym światłem” od miasta, nie mamy żadnego wsparcia. Zapraszam serdecznie osoby którze mogą czy chcą pomóc i którym nie jest objętna lokalna społeczność. Myślę, że dla wielu nie są to sprawy obojętne, bo to nasze codzienne życie. Ważne jest byśmy świadomie tworzyli swoją historię, mieli tożsamość, by oprócz funkcjonalnych chodnikow, boisk i szkół pozostawić następnym pokoleniom coś jeszcze.
[/lang_en]

THE ROOTS OF MUSIC – MICHAL ZYGMUNT ON WORLD MUSIC

Intertwining words, sounds and pictures – how do Michal’s most recent piece and World Music converge? – talking with the Polish Peter Gabriel

It is no coincidence that I compared the work of Michal Zygmunt to that of Peter’s Gabriel.

They both look at World Music in a similar way.

This very gifted musician has already composed 3 solo full-length albums, and the last album has proven to be a turning point in Michal’s career.

The album to be released in the autumn will have a DVD included as well. There one will find rehearsals in a studio and an inaugural concert to listen to and enjoy.

In this interview I mixed videos prepared by Agnieszka Gonczarek and Patryk Kizny(from LookyCreative). In addition I included Michal’s ideas and words.

I caught Michal just moments before the initial performance, which was organized by Fundacja im. Miroslawa Wrobla. On the stage I found Patryk from LookyCreative preparing equipment for the recording – there was small rehearsal held during which a few scenes were captured. This is how the emerging picture has developed.

From my perspective it was a remarkable time for taking photos and reflecting the issues that I wanted Michal to develop during this interview.

ArtRock.pl: The acoustic artist, two solo albums, previously involved in a variety of projects, student at the Jazz Academy – How did it begin?

Michal Zygmunt : I started with a desire to do “something”. As a teenager I found music was a way of communicating with the world. At the beginning this approach was marking me out from other teenagers. A guitar seemed to me a good tool for doing that – I was a member of different bands. I was seeking an escape from the daily life in which we lived. In due course I began to understand that this could be my own, individual path. I discovered that through music I could tell far more than just the rhythm, and the melody. Consequently I started my never ending venture through the practice and creation of my individual sound. I enrolled for the Jazz Academy and afterwords I tried to forget everything I had been taught.

ArtRock.pl : …and would that former jazz influences…..? It would be somewhat peculiar to say they were the polish equivalent of Diana Krall for instance or to look at them as rooted in either jazz or blues standards, not to mention pop music. Suddenly we are opening doors to World Music, and subsequently we are diving into folk music.

Michal Zygmunt: There must always be something to start with. The way I have approached the issue was by posing myself a simple question: Where did it come from? Rock music – it did originate somewhere. To play the music you can not just practice the scales and arpeggios. You must listen to the music, comprehend it. You need to be knowledgeable about the music, possess the language of it and be imaginative.
ou need to find the connection that makes people open up towards the things you bring into being. Jazz music was a certain constituent of this reality. At some point you realize that World Music rises from one root. World Music resounds in its own being. There are the same moods both in blues and Polish folk song. Moreover blues is derived from work songs and that genre of music is familiar to many cultures.

ArtRock.pl : Lets now come back to your previous album : Organic …

Michal Zygmunt : Each of my projects is an autonomous entity. Each function on particular levels and attitudes. Organic is going in search of a distinct narrative which is deeply rooted in the form of song. The song is a form that stems from words and sounds, but there are no words in Organic and I am shaping the sounds only. This album is a script of my musical path, transformation, adolescence, rebellion and acceptance, openness to learn this language, which is called music.

ArtRock.pl: Swiaty (Worlds) was a notable media debut. The news stations, such us : Pin and TokFM also broadcast it. It appealed to busy audiences, to those who would like to escape from the hectic pace of their life.

Michal Zygmunt: I do not play for everyone, because my music requires a certain awareness. It tells stories about issues that I consider important. Very often there is no place for feeling indifferent. There is plenty of rebellion and sincerity inside of me. I use no conformism whatsoever whilst creating unusual pieces, and there are people who appreciate it.

ArtRock.pl : … so this is the type of rebellion which is the opposite to the whole idea of the punk rock from the ’80′s,which expelled the progressive rock from the stage and introduced so called the “new culture” ?

Michal Zygmunt: Certainly, yes! The rebel is a motive power of art. My generation needs to object against the things we currently encounter. The old order has collapsed and there is nothing much we can benefit from anyway. Media – they do not do many favours to the new artists, because they already have their idols, to whom they devote their air time. They are occupied by the commercial creation of celebrities and brands. There is no place for voice of truth- there is only a role to play, a scenario to be run. Many of my musicians-friends, who became committed to the pursuit of prosperity, are engaged in projects. That commitment does not fulfill them eventually at all. People are wiser than we think they are. Why would they listen to some average polish production if they can listen to something decent? The time line of music history proves that only the visionary and revolutionary ones survive. Moreover they will inspire the most capable trend setters first. Then they influence the average musicians and eventually those who play trash music. Every so often pop culture reaches the same point. There is only one rule– never stop doing your stuff. Conclusion?- I have many very talented friends, who have been waiting for Godot since I remember.

ArtRock.pl: It is generally said that the first album is an introductory one, it is the most conscientiously produced, and that is done in a wholehearted way. It is also said that the third album is meant to astonish the audience and that it substantiates some ideas. Would that be the same situation in regards to the Musics album?

Michal Zygmunt : Possibly. My third album truly differs from the two others. First, it conveys different concepts, and second that it was produced in cooperation with Rolim Mosimann. His presence and personal engagement changed my music. Many of Rolieg’s albums are now part of music history. I was reared on his albums. Today, that music from the Faith no More albums which I was eagerly listening to, is echoed in my music. I got to know the way he works in a studio from the inside. This made me realize why our albums sound the way they sound,and this is not a question of having particular equipment. Being inspired by polish folk tradition lead to this creation as well. That mix had to explode into something. The Swedish producer, the folk musician and also the guitarist who is searching for his identity, gathered together to produce an album with folk music. This had a similar effect to lighting the fuse of a bomb.

ArtRock.pl : Referring to the producer of Musics- Roli Mosimann – He is a man of great achievements in this field. How do you recall cooperation with him?

Michal Zygmunt: This is an adventure I would wish to anyone. I do no mean only the technical solutions of it. This man knows how to emit the sound. This is a value of music philosophy, rhythm philosophy. He guided me how to benefit from the rhythm. I learnt the alternatives to what I had been taught at The Jazz Academy. My music has changed in comparison to the previous years. As the musician- I have changed as well. Couple of months after the productions I am observing the changes in my perceiving, in my compositions, in my way of playing. I have learnt a lot from Roli and I would like to admit that my outlook on music has changed substantially.

ArtRock.pl : You were traveling a lot, and also recording both in the USA and in many other interesting places. Which of these places did you find the most fulfilling ?

Michal Zygmunt: This moment is the most fulfilling time for me. I have spent one month in the studio and I have been engaged thoroughly in the creative process.

During the rehearsal there were several trips to play concerts which I found refreshing and I distanced myself from what I was doing. That was a great deal. I did not compromise so it had to turn out well.

ArtRock.pl : Musics – its main idea is to play folk music from environs of your city…..

Michal Zygmunt : After having recorded the Organic album I moved from Wroclaw and I settled in my family town, Brzeg Dolny. Previously I had lived in big cities for many years. I wanted to regain strength, to chill from the hectic pace of the big city and to ponder on plans and ways to make choices in the future.

I had an idea to live in a different way and I started to go around all these fields, backyards, which I spent time on during my childhood. Memories revived. Obviously that was not a city which inspired me. Discovering both the Lower Silesia and the Odra Valley was something like discovering a forgotten land. Before 1945 that was a totally different world, which abruptly ended. I live on land from which many others were sent into exile. My grandparents were also expelled, but from a different place.

As far as I am able to I am trying to portray this complex reality. This is not a simple black and white situation, everything composed of shades as well. My grandfather, Zdzislaw Jamborski, is an important person for me during this quest. He recorded three pieces with me for this album and also took part in the movie telling many interesting stories.

ArtRock.pl : Overall we associate folk music with Cepelia, meaning those pop culture songs, which in 60′s and 70′s made our culture famous.

Michal Zygmunt : This, which we commonly call folk music, is somewhat a mawkish folk production. It does not really relate to the real spirit of folk music and to authentic, traditional melodies. This is our profanity.

We do not maintain a healthy distance to our folkness, we do not have enough knowledge about it . These observations made me willing to tell that stories in this way with the support of a foreign producer. The previous political system, and before the large loss of polish intelligentsia, successfully cut us out from the roots. Let alone the current politicians who do not seem to be well informed.

The level of civic education is really poor, in previous years it was non-existent. At school we had three hours of religion classes and less and less hours of history. Does the temporary world need manual workers? What is the purpose for us to know anything? Assuming we have a more aware society, more knowledge, would the current political class totally disappear? Nobody cares what knowledge we have, and as a result of that it should be us who posses it.

I remember when I was telling my friends about what I was going to do for a living, and they were telling me to go and have my head examined. They considered this idea hopeless, embarrassing. Lack of respect to culture puts us in a bad light. This culture has shaped us.

From the TVN skyscraper, the horizon finishes at Warsaw’s turnpikes. Unfortunately most of the people get their ideas about the world from the mass- media. It is noticeable that people listen to Richard Bona, they buy cds, go to concerts – and that guy plays music inspired by his village.

And he did that without interjecting African folk music for instance. And there is an impact in this. This is not the only example. It turns out as well, that it appeals to us ( meaning – Poles), but we find hard to hear it out . I took polish folk music seriously, and I have drawn a conclusion- this music is not of inferior quality. It is as attractive and interesting as the world ethnic music,which we happily listen to.
ArtRock.pl: This kind of music is undergoing a renaissance in the music industry at the moment. It started around the beginning of the ’80s, along with the involvement of Peter Gabriel’s and his movement -Womad.
The whole publishing of the Real World,musicians’ activities were promoted to such an extent that suddenly people were getting to know musicians from different parts of the world. People started to be acquainted with music from Pakistan, Bangladesh, Indonesia, the African savannas and Amazon – how do you think this phenomenon manifests in pop culture after all these years?
Michal Zygmunt : It is hard for me to estimate (say a word), the world is really big. I know only part of this massive music space. I am an artist. I am not a critic to systemize it, though it may seem that I have couple of things set in a routine. I have this privilege that I can select from the whole genre and play around with it and I cite it the way I want to. There was a time that I was really keen on American roots music. Actually that fascination lead me to our folk music. The internet is a tremendous source of records, it will fulfill the utmost craving for any kind of music, from Mongolian music to African lullabies- this is achievable with only one click. It also makes us more reflective and willing to get to know our roots. The macro scale fosters the micro scale, because “the local ” has its own immense value. Although, it is still rarely appreciated in Poland.
ArtRock.pl : You grabbed the guitar . To start with you had already someone who inspired you……

Michal Zygmunt: I was thinking recently about it……there is a movie , “Swing” by Tony Gatlif, it is about a boy, who is inspired by a gypsy playing in the pub. Eventually he starts to play an instrument and his whole life changes, both his boyhood and consequently his adolescence. There is beauty in this.
I was also passing through such refreshing changes. I remember when I went to my first jazz concert. I was a young rock&roll fan that time, my hair grew long and my guitar was rather a fancy way of being seen and attracting girls.
I remember, that I was sitting there not knowing what this music is all about. The next day, when I woke up, I had the feeling that my world had turned upside down. I could not really name it, but I knew that everything was different. In comparison these were different times also – nowadays, thanks to “one click” we have multiple things. That time it was not like that. There was no easy access to variety of things. Later on I experienced several breakthroughs during which I could sense that my world totally changed. I wonder how many times I grab my guitar and I find myself playing like never before.
ArtRock.pl : you play the acoustic music, you use the acoustic guitars- are you going to add something to it?
Michal Zygmunt: This is a matter of timbre. Currently I am exploring this kind of tonality, but I have this feeling that soon I will grab my electric guitar. The instruments and sounds compose an artistic concept. We would like to sound as if we were in 50′s and 60′s . This will require the sound of the electric guitar – an acoustic one would not give this sound effects.

ArtRock.pl: You have been giving concerts several years now. Do you play a lot?
Michal Zygmunt: I love to play concerts, being on the stage is like being in my element. The number of concerts that I play varies, but I do my best to play as many as I can. My concerts have their plot and their drama. During the time that I play concerts promoting the Musics album there are also archive pictures projected .

ArtRock.pl : You mentioned the pictures to the Musics – is it possible to see these pictures somewhere?
Michal Zygmunt : It is – during my concerts.

ArtRock.pl : Is this the only option?

Michal Zygmunt: Yes,only.

ArtRock.pl: Don’t you think of multimedia publication?

Michal Zygmunt:We will see, the Musics is not only the music album. Agnieszka Gonczarek and Patryk Kizny has produced a documentary movie about the emergence of the project.
Few peculiar personalities gathered in the studio and they had an impact on that album as well.
It is mostly the music tale.
ArtRock.pl: Have you ever wondered who would be the most desirable musician that you would want to co-operate with?

Michal Zygunt: There are many. Truly. It would take a while to enumerate them.

ArtRock.pl: Do they have names?

Michal Zygmunt: I wont say a word ( laugh), I don’t want to crow too soon.

ArtRock.pl the Musics has finished, but you reckon it is the very beginning…….

Michal Zygmunt: … the Musics has just started .

ArtRock.pl:….will it become a series?

Michal Zygmunt: Musics has opened me towards new, unpenetrated areas. I am currently exploring “the local”, I am working on a code that make the wider public willing to hear it.
I would like to reactivate the brass band, which used to play in my town and which was very popular. In the 90′s the new order came, new system, new power. The new empowered people turned their backs on “the locals” and the orchestra was disbanded. Those people are still playing and they are hoping to form an orchestra again. I found all these musicians and the whole idea of reconstructing the orchestra made them very exciting. I am looking for money at the moment. This money that would cover the cost of the project. The ultimate goal is to play a big concert with a neatly prepared repertoire for it. Obviously the guitar would play the first fiddle role. I would like to do more with this orchestra, such us : go on tour, produce a movie. Basically I would like to leave a footprint of it. I think it is a great idea, many of us need music played from the heart. Not everyone is touched by the computer’s speakers sound.

ArtRock.pl : Given that mostly you play music, which is shaped on the Lower Silesia territory, let alone that it is generally Polish music- do you think that the departments of cultural affairs are supportive?

Michal Zygmunt: We were trying to contact the government bodies responsible for cultural affairs and arouse their interest, unfortunately – they were not interested.
Fundacja imienia Miroslawa Wrobla has helped us a lot.

Musics would not come into effect without my considerable big effort, Ewa’s Dobrolowicz constant involvement with . Not to mention the film crew : Agnieszka Gonczarek and Patryk Kizny and many, many others who put their two cents in. Be reasonable – our cultural management is not interested in this genre. They are still interested in the highlander type of music. Our politicians are lacking their own opinion, and also they are underestimating the new ideas. The less effort put in and risk involved the better. These are their objectives.

ArtRock.pl:.. you were inspired by Wroclaw’s music scene – you lived there, you are composing there. Have you noticed that Wroclaw brings opportunities for musicians? From the perspective of non-resident person the city is full of festivals and concerts. Even from the standpoint of music journalist this city is clearly a vibrant one on the map of European cities It teems with life music. Being involved in the music industry life, being an artist , how do you see it?
Michal Zygmunt : I am the last person to give an opinion about it.

ArtRock.pl: Maybe it is still not conspicuous , but there are resilient publishing companies in Wroclaw . There are also compilations published, such as : 4871, there are publishing companies we should be proud of. We happen to hear Wroclaw’s musicians on the stage, for instance, your music was broadcast in the radio. There are several bands who were/ are successful – Hurt, Ocean, Me Myself and I, Miloopa, Oszibarak, Sinusoidal. Let alone the last spectacular success of Gienek Loska, who started his career playing downtown. Do you admit that there is a powerful group of musicians, that can do a lot ?

Michal Zygmunt: Lately, in Warsaw, during our promotional album meeting a person from the music industry said :
“In the provinces you do fantastic things, you do not waste your time. We ( in Warsaw) are already stewed in our own juice. Wroclaw vibrates with music, even though there is still a group of people that cares only about itself.

ArtRock.pl : You had your own path to the success – this third album is an artistic success for you . If you would have your followers, what would you say to them?
Michal Zygmunt : I would say what follows: Search and listen. Do precisely the opposite to what you are being taught. Not for the sake of being a rebel, but because the mainstream ideas do not necessarily propose decent solutions . Do not take people’s word for granted. The world is full of differences and nuances. It is neither flat nor one-dimensional. Go and explore everything, do not imitate.

archiwum Odra guitars  KURIER GMIN/ GRUDZIEŃ 2013 r.

KURIER: Skąd pomysł na tworzenie własnych instrumentów?
Michał Zygmunt: Pomysł zrodził się z chęci zrobienia czegoś lokalnie, ale na światowym poziomie. Chciałem zwrócić uwagę, na wartość jaką stanowi nasza szeroko pojęta lokalność. Mam taka refleksję że jesteśmy bardzo zapatrzeni w to co płynie do nas ze świata, ale zapominamy o tym, że większość tych rzeczy, ma swój rodowód lokalny. Lubimy to co zagraniczne i egzotyczne, często automatycznie stawiając dużo wyżej niż nasze. Swoimi działaniami chcę łamać ten mit, pokazując że to właśnie lokalne stanowi wartość.
Głównym założeniem projektu Odra Guitars jest zbudowanie serii profesjonalnych gitar, nawiązujących w swoim wyglądzie i charakterze do naszego lokalnego dziedzictwa.
Ile tych gitar powstało i czym się one charakteryzują?
Seria Oder Guitars to ręcznie wykonane 3 profesjonalne gitary lutnicze, zbudowane wyłącznie drewna drzew rosnących nad Odrą. Gitary noszą piękne imiona, wywodzące i nawiązujące dla tego co dla mnie tu ważne jest więc Odra, Kania i Karina. Koncertowa gitara Odra -warta polecenia dla profesjonalnych muzyków, to gitara elektryczna, zbudowana w systemie hollow-body, czyli wnętrze korpusu jest w kilku miejscach puste co tworzy dodatkowy rezonans. Jej korpus zrobiony z lipy co nadaje gitarze bardzo rockowo- vintagowy ton, gryf natomiast zrobiliśmy z jednego kawałku jaworu falistego. Gitara ma dłuższą menzurę od przeciętnej czyli 26,5 co daje jej niższe, masywne brzmienie. Znakiem tej gitary jest wizerunek odrzańskiego szczupaka. Rezofoniczna Karina ma umieszczony blaszaną puszkę, której wibracje zmieniają charakter dźwięku. To wyjątkowa konstrukcja, bo połączyliśmy gitarę rezofoniczną z gitarą elektryczną. Korpus Kariny to świerk, a top czyli płyta wierzchnia to wiąz. Gryf zrobiony jest również z naszego jaworu, a sama podstrunnica z jasnego jesionu. Gitara ma umieszczone dwa symbole, motyla na strunociągu i kwiaty- różę na korpusie.Te motywy znalazłem w Dziewine, małej wsi obok Ścinawy w której znajdują się ruiny największego renasansowego pałacu na Dolnym Śląsku. Sporo tam ciekawych miejsc w których można znaleźć wiele interesujących symboli przeszłości. Trzeci instrument to Kania, nazwany jak Kania Ruda – ptak charakterystyczny dla naszej krainy, występujący głównie tu nad Odrą. Ta mała gitara zrobiona jest z pudełka po cygarach. Dorobiliśmy do niego gryf i jako 4 strunowa konstrukcja stała się niewielką dziecięcą gitarką. Jej sposób strojenia, zapożyczony z ukulele, pozwala na szybkie opanowanie instrumentu zarówno przez dorosłych jak i dzieci. Łatwo ją zbudować choćby samemu, jest mała, wszędzie ją możesz ze sobą zabrać. To dobra propozycja dla początkujących i dla szkół muzycznych. To gitara na której zagrasz proste piosenki już po 3 miesiącach nauki, bo ma tylko 4 struny. W internecie łatwo znaleźć lekcje czy sposoby gry w takim stroju. Sam również przygotuję trochę materiałów edukacyjnych, z których będzie można nauczyć się grac, a znaleźć je będzie można na powstającej właśnie stronie Odra Guitars.

Czy ktoś pomagał Ci w ich wykonaniu?
Gitary zrobił Mirek Fejcho, właściciel pracowni Lootnick.com . Jest ważnym elementem całego projektu.
Wstępne projekty i założenia gitar są moje, jako muzyk-gitarzysta znam się na gitarach i wiedziałem czego szukam. Sama jakości lutnicza to olbrzymia zaleta, ręcznie wykonana gitara gra kompletnie inaczej niż te produkowane fabrycznie. Dodatkowo gitary te różnią się pod wieloma względami i w trudno byłoby znaleźć podobne. W internecie, przez moją stronę, można obejrzeć zdjęcia oraz kilka filmów prezentujących modele Odra Guitars.
Czy wykonane przez Ciebie gitary można będzie gdzieś zakupić?
Gitary owszem można będzie zamówić albo też zrobić u lutnika, a przy podstawowych umiejętnościach nawet samemu zbudować np. małą Kanię. Szczegóły konstrukcyjne będą dostępne na uruchamianym właśnie serwisie internetowym. Na stronie obok zdjęć i prezentacji brzmieniowych, opisy i przebieg budowy. Skupiam się też na idei, która ma wymiar społeczny, lokalny. Ważne jest żebyśmy dostrzegli jak interesujące i wartościowe jest to co nas otacza, miejsce gdzie żyjemy. Motywem całego projektu jest tez rzeka Odra, która jest integralną częścią rodowodu naszego lokalnego dziedzictwa. Chciałbym żeby dzięki tej akcji inne osoby dostrzegły potencjał wynikający z lokalnych działań. Że warto wspierać lokalnych twórców, lokalny przemysł, lokalny handel, ale też lokalną kulturę czy inicjatywy za którymi stoją konkretne osoby. Nadchodzą święta i czas kupowania prezentów. Jestem zwolennikiem idei by tegoroczne prezenty kupować od lokalnych wytwórców. Znanych z sąsiedztwa, którzy sprzedają swoje wyjątkowe rzeczy gdzieś online w sieci, lub może mają sklepik, może robią biżuterię, domowe wypieki. Może płyta jakiegoś polskiego niezależnego zespołu? Wtedy pieniądze trafią do indywidualnych ludzi z regionu a nie międzynarodowych firm. W ten sposób więcej lokalnych ludzi będzie miało lepsze święta. I tak wesprzemy nasze lokalne środowisko. To jedna z dróg budująca świadome społeczeństwo. Można wyjść na ulice i za pomocą siły, rac petard i wyzwisk eksponować swój patriotyzm. Ja jestem przeciwny takim metodom. Robię wiele aby moje działania artystyczne wspierały i promowały lokalność ale rozumianą jako wspólnota ludzi a nie politycznych interesów.

Czy Twoim zdaniem instrument może być produktem lokalnym? Tak, zdecydowanie. Brakuje nam produktu, który mimo lokalnego rodowodu mógłby stać się towarem znanym i używanym na całym świecie. Czemu nie miały by być to profesjonalne gitary? W końcu ludzie na całym świecie na nich grają? Dzięki wsparciu projektu przez Krainę Łęgów Odrzańskich, organizację skupiającą ludzi, która promuje projekty i wartości związane właśnie z lokalnością wystąpiłem z odrzańskimi gitarami na konferencji dotyczącego produktu regionalnego, gdzie gitary zostały bardzo dobrze przyjęte i wspaniale zaprezentowały się wśród lokalnych miodów, soków czy wina. Tych produktów jest w naszej krainie kilka, a przecież obok nas żyją inne społeczności, które mają coś swojego, jedynego. Nasz region ma silne tradycje, niegdyś słynął z dwóch wielkich fabryk, pianin i fortepianów w Legnicy, oraz gitar w Lubinie, nasze gatunki drzew idealnie nadają się do budowy instrumentów. Mamy fachowców którzy potrafią je wytwarzać i muzyków, którzy chcą na nich grać. Nasz rejon mocno i nierozerwalnie połączony jest z rzeką Odrą, która dawniej w znacznie większym stopniu niż dziś wyznaczała rytm tutejszego życia. Na naszych oczach odchodzi właśnie ostatni prom rzeczny, który przez setki lat kształtował życie w Brzegu Dolnym, w Malczycach są ruiny jednego z największych przedwojennych portów rzecznych, podobnie jest w Lubiążu, Ścinawie i dalej. To rzeka Odra jest łącznikiem, który może budować naszą tożsamość. Myślę że projekt Odra Guitars jest też dobrym pretekstem by rozejrzeć się wokół siebie. Być może wtedy doceni i wesprze to co nasze, żeby za chwilę nie obudzić się w świecie który nie będzie już nasz. A być może ktoś kto się dobrze rozejrzy uważniej, dostrzeże a potem stworzy coś wspaniałego, lokalnego, dzięki czemu nam wszystkim będzie żyło się lepiej.

2 komentarze Dodaj własny

  1. Tahlia pisze:

    It’s amazing to pay a quick isit this web site and reading the views of aall mates
    about this post, while I am also eaver of getting experience.

    Polubienie

  2. August pisze:

    Pretty! This has been a really wonderful post. Many thanks for providing
    this info.

    Polubienie

Dodaj komentarz